Ale dzień...
Komentarze: 5
Ale miałam dziona... och.... Rano zaszły po mnie Aśka z Kaśką i szłyśmy do szkoły. Aśka powiedziała mi, że BALKIEWICZKA ( to taka pojebana dziewczyna z mojej klasy ) napisała na mnie kredą na asflacie, ale deszcz w nocy wszystko zmył... ja na nią też napisałam, ale poprzedniego dnia ( dlatego, bo mnie wyzywała, gruba idiotka ). Teraz też na nią napisałam, lecz, jak uczyłam sie w szkole lał deszcz... po szkole napisałam ładniej... potem, gdy wyszłam z Aśką na podwórko zobaczyłam, że szmaciara znowu na mnie nabazgrała... zamazałam to trochę i również napisałam na BALKIEWICZKĘ, ale spotkałam równie popieprzone na łeb dziewczyny, które zawołały ( tak przypuszczam, nie wiem, jak to było... ) BALKIEWICZKĘ. Z Aśką odeszłyśmy z tego miejsca, lecz potem przylazła do nas szafa trzydrzwiowa i gadała pojebane bzdury takie jak ona. Ja też się jej odwdzięczyłam. Potem spieprzyła za ulicę. Ja poszłam na sekundę do Aśki, spotkałyśmy Agnieszkę i odprowadziły mnie do domu... a w domu powiedziałam wszystko o BALKIEWICZCE matce i zadzwoniła do prosiaka ze skargą. Nareszcie zrobiła z nią porządek ( OSTRO! )! Na BALKIEWICZKĘ nawrzeszczała a ojcu naskarżyła. Potem było O.K. Przegrałam na magnetofonie śpiewy mojej mewki na drugą kasetę i nie miałam co robić... uff... ale dzień. Pa!
Dodaj komentarz